Blog – rezurekcja

26 04 2011
Czas Świąt Wielkiej Nocy a, przede wszystkim zdarzenie, o którym te Świeta mają nam przypominać wygladają na dobry moment, by zmartwychwstał również i ten blog. Bo – o ile ktoś tu jeszcze zagląda – zdążył zapewne zauważyć, że mój internetowy dziennik umarł, a przynajmniej znalazł się w stanie, w jakim od pewnego czasu przebywa Walt Disney. Stwierdziłem jednak że los Disneya jest tak niepewny i smutny, że mój blogasek, któego w końcu lubiłem, zasługuje na coś lepszego  – niech więc się stanie – zaczynamy od nowa. Czas pokaże, czy będzie to triumfalne zmartwychwsatnie, jakiego świadkami byli Apostołowie, czy też blog stanie się tylko smutnym, bladym zombie z tanich horrorów (choć nie sądzę, by komukolwiek był w stanie wyżreć mózg :-).
 
Może najpierw o przyczynach milczenia, które są prozaiczne. Oszędzę Wam chrzanienia o braku czasu – wszystkim nam brakuje czasu, prawda? Jednak milczenie wynikało z przyczyn by tak rzec bardziej fundamentalnych. Otóż blog pisarza (względnie – jak w moim przypadku – osoby próbującej być pisarzem) ma sens, jeśli piszę się o tym, co się pisze. A tak się złożyło, że przez całe miesiące na ten temat trudno byłoby mi cokolwiek konkretnego powiedzieć. Coś tam pisałem sobie pisałem, owszem, objętościowo nawet duzo tego było, lecz wszelkie plany rozpadały się na skutek nowych pomysłów na całkiem nowe teksty/innych zajęć/rozrostu tego, co pisałem w danej chwili. Siłą rzeczy trudno by mi było więc rzec cokolwiek konkretnego. Bo na warsztacie (tak  po staroświecku, pisarze określają tware dyski) leży sobie, rozgrzebany jak grób po wizycie hien cmentarnych, tekst, który ma ostatecznie zakończyć to, co znacie z Królikarni i Trzeciego Świata. Oprócz tego – cztery opowiadania w różnym stadium rozwoju (fantasy, political fiction, cyber punk) +konspekt tekstu współczego, który nie wiadomo czym jeszcze będzie, opowiadaniem czy powieścią (a najprawdopodobniej, znając siebie, nie będzie niczym, bo go nie napiszę). Ci z Was, którzy sięgają pamięcią dalej,  pamiętają też zapewne o tekście Czyste Dobro, którego zamiarów napisania bynajmniej nie porzuciłem. Plus kilka jeszcze innych rzeczy, o których nie warto nawet teraz wspominać.
 
Co więc z tego co wymieniłem będzie?
 
Ha, najpierw będzie coś jeszcze innego. A żeby Wam opowiedzieć co, muszę cofnąć się mniej więcej o rok, gdy zgodziłem się napisać opowiadanie do antologii. Krótki tekścik. Sześćdziesiąt tysięcy znaków będzie najzupełniej wystarczające.
Jasne.
Teraz pluję sobie w brodę.  
 
Ów tekst, owo „opowiadanie”, jest bezpośrednią przyczyną tego, że posypały się wszystkie moje pozostałe plany literackie. Wymysliłem sobie rzecz jasna krótką, zgrabną historię. Po napisaniu dwudziestu stron znormalizowanego maszynopisu pojąłem, że opowiadanie będzie dość długie. Wątki dotąd niezamknięte, kolejni bohaterowie… – 60 tysięcy nie starczy, spostrzegłem. Ok., niech więc będzie osiemdziesiąt. Dziewięćdziesiąt. Sto tysięcy po raz pierwszy. Po raz drugi? Nie… Po pewnym czasie siadłem do pisania smutnego maila do redaktora rzeczonej antologii – tekst zyskał zbyt skomplikowaną strukturę by dalej mógł być uważany za opowiadanie, poza tym nowa objętość wymagała nowego szkieletu konstrukcyjnego – układ kostny słonia różni się przecież nieco od szkieletu myszy, nie? co wymagało – i nadal wymaga, bo operacja jeszcze nie skończona – wielu zmian. A i sama myśl przewodnia zaczeła ewoluować – od wypracowania na zadany temat, do wypowiedzi, dotykającej tego, co rzeczywiście mnie gryzie (to „pisanie obsesjami”, o którym mówi Dukaj/Twardoch/i chyba też Orbitowski – hell yeah, wreszcie wiem o co im chodziło 😉 Ostatecznie, jeśli się poświęca jakiemuś tekstowi tyle wysiłku i czasu, dobrze byłoby pisać na temat, który Cię naprawdę rusza, prawda?
 
Jaki jest stan na dziś? Cóż, tekst nadal rośnie. Można by rzec – jak Amerykanin na hamburgerach. Lub, jak kto woli, jak Polak po Świętach, zwłaszcza taki Polak, który nie przeczytał jeszcze książki Urbaniuka o odchudzaniu. Dawno przestał już (tekst, nie Urbaniuk) mieścić się w wąskie ramy antologii, a ostatnio przytył tak bardzo (Święta wydatnie się tu przyczyniły, przybyło 10% objętości, więcej niż autorowi tych słów), że nie zmieści się również do autorskiego zbioru opowiadań/mikropowieści (który na pewnym stadium pisania sobie wymysliłem, po to właśnie, by tego rozrastającego się potwora zutylizować i gdziekolwiek opublikować – ale zbioru nie będzie, bo ów potwór nie będzie potrzebował towarzystwa). Cztery miesiące temu byłem pewny, że zbliżam się do końca, teraz, mimo, że w tym czasie przybyło około 150.000 – 200.000 znaków widzę, że jeszcze sporo pracy przede mną. Tak na oko – 200.000 może 250.000 znaków. Może więcej (niech Bóg broni)
 
Nie napiszę o czym to będzie. Powiem może tylko – czym miał tekst być pierwotnie. Otóż stampunkiem. Tak zaproponował redaktor antologii. I chyba pewne elementy steampunku jakoś tam się pojawią, choć stracą na znaczeniu (ostatecznie dekoracje nie powinny przesłaniać clue tekstu, nie?). Aha, mogę również zdradzić roboczy tytuł, bo na tę chwilę sądzę że już się nie zmieni (choć kto wie?) – otóż powieść (bo pewnie zdążyliście się już domyślić, że będzie to powieść, prawda?) będzie nosiłą tytuł: Kresy 2.0.
 
Nie pytajcie kto to wyda – oczywiste, że najpierw pójdę z tym do Wydawcy, z którym stale współpracuję. Ale czy się spodoba – naprawdę nie wiem. Bo piszę ten tekst „na luzie” – w tym znaczeniu, że nie bardzo przejmuję się stroną komercyją – czy jest akcja? Czy jest wartka narracja? Czy są momenty? 🙂  Nie będzie to tekst, skonstruowany w oparciu o żadną gotową receptę na rynkowy hit (gdybym miał kominek, tam właśnie wylądowałyby wszystkie podręczniki creative writing – rzecz jasna, musiałbym mieć najpierw te podręczniki) niemniej chciałbym – skoro już się Kresy tak rozrosły  – by opowieść zystała epicki oddech (obawiam się wszakże że na wielkie narracje jesytem póki co zbyt mały). Jeśli dobrze pójdzie, a klocki znów nie rozsypią mi się w rękach, tak by wymagały składania na nowo – powinienem skończyć w ciągu kilku miesięcy. Może lipiec? Może sierpień? Wrzesień? Zobaczymy, w każdym razie ten rok jest celem.
 
do przeczytania
mg
 
PS chcąc reaktywować regularność wpisów, charakter bloga ulegnie zmianie. Częściej będą krótkie notki, dłuższych wypowiedzi publicystycznych spodziewajcie się więc rzadziej (brzmi to dziwnie w kontekście braku takich wypowiedzi od cholera wie jak długiego czasu).
 
PPS przepraszam tych, którzy pisali tutaj lub zaglądali, a ja nie reagowałem – przyznaję, porzuciłem to miejsce w sieci na długo. Mea culpa.
Reklama

Działania

Informacja

7 Komentarzy

27 04 2011
Shadowmage

No i fajnie, czekam na książkę 🙂

28 04 2011
MarcinB

Kresy? To rekacja na pustkę rynkową po ogłoszeniu zakończenia kariery pisarskiej przez twórcę Szereru? Mam nadzieję, że nie, bo tam już się Wegner z powodzeniem rozpanoszył. 🙂

29 04 2011
maciejguzek

nie ma to nic wspólnego z Szererem :-), a Wegnerem chyba też nie, choć pewności nie mam (bo póki co nie czytałem)
radziłbym poszukać bardziej oczywistych skojarzeń 😉

29 04 2011
MarcinB

Jakbyś chciał jakieś przewodniki pożyczyć, to mów. 😉

7 05 2011
Janek

Kolejny autor zachorował na Dukajozę. Pisz, pisz, Maćku, byle dobrze. 🙂

7 05 2011
maciejguzek

Do Dukajozy to jeszcze sporo brakuje. Już nawet nie chodzi o jakość (to osobna sprawa) ale nawet objętościowo – gdzież mi do JD, któemu Lód rozrósł się z opowiadania w Biblię prawdziwą. Jeśli Kresy będą miały 600.000 znaków – to będzie dużo

26 05 2011
seba

Z Kresami to mi sie kojarzy dawna Polska IIRP, ludobójstwo dokonane przez Upa i SS Galicien na Polakach i Żydach oraz krucjata ks. Isakowicza – Zaleskiego przeciwko banderowcom.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s




%d blogerów lubi to: