Przeczytałem „Wołokę” Mariusza Wilka. Świetna rzecz, napisana niesamowicie, utwierdziła mnie w postanowieniu by wybrać się w tamte strony, to znaczy, konkretnie, nad Morze Białe (już w tym roku planowałem dwutygodniowy wypad w tamte strony, przełożyłem na bliżej nieokreśloną przyszłość, ale po „Wołoce” myślę, że przyszły rok jest bardzo prawdopodobne.
Zabawne – rusofob planuje sobie wycieczkę do Rosji.
Na opisywanie książki Wilka przyjdzie jeszcze, być może, czas, trzeba ją przetrawić, przemyśleć, może przeczytać ponownie (choćby dla języka). Ale – trochę na marginesie – jedna rzecz warta jest wspomnienia. Otóż Wilk poświęca w Wołoce kilka stron książce Stefana Bratkowskiego „Pan Nowogród Wielki” . Tak się składa, że słuchałem nie tak dawno temu wywiadu z Bratkowskim, bodaj w TOK FMie, czy może w Trójce, nieważne. Autor opowiadał tam – barwnie, przyznaję – o Nowogrodzie Wielkim, zdaje się reklamując przy okazji swą najnowszą książkę, też poświęconą historii Nowogrodu („Atlantyda tak niedaleko”). Reklama była – prawie – skuteczna; po audycji wpisałem zarówno „Atlantydę” jak i „Pana…” na listę – do kupienia (w swoim czasie). Po przeczytaniu uwag Wilka obie pozycje z listy wylatują. Otóż Wilk (przekonująco) wytyka Bratkowskiemu niedoróbki, zmyślenia, błędne tropy i to bynajmniej nie w kwestii błahostek, ale w odniesieniu do kwestii fundamentalnych. Na przykład tak zachwalanej przez S.B. demokracji kupieckiej (Wilk przytacza argumenty za tym, że w istocie nie wyglądała ona wcale tak pięknie). Godna podziwu odwaga Wilka – Stefan Bratkowski, to, wiadomo, figura, człek niezmiernie zasłużony, wytknąć komuś takiemu błąd to jak rzucić zgniłym jajem w pomnik.
Dlaczego w międzyczasie jednak żadnej z książek Bratkowskiego o Nowogrodzie nie kupiłem? Otóż cały czas miałem w pamięci jego artykuł na temat systemu podatkowego (nie pamiętam już, gdzie i kiedy opublikowany, stawiałbym na Politykę lub może Wyborczą), w którym znalazły się, powiedzmy najoględniej, niezbyt precyzyjne i rozsądne stwierdzenia na temat podatku od wartości dodanej, lepiej znanego w Polsce jako „podatek VAT” (BTW w wyrażenie to – które weszło już do mowy potocznej – ma w sobie wbudowany błąd językowy, ponieważ skrót VAT rozszyfrowuje się właśnie jako Value Added Tax, czyli podatek od wartości dodanej; mówiąc zatem „podatek VAT” mówimy w istocie: „podatek od wartości dodanej podatek” – głupio, prawda? 🙂
But, I digress.
Wracając o Bratkowskiego – od tamtego artykułu podchodziłem do jego publicystyki/pisarstwa z pewną nieufnością. Uwagi Wilka tylko tę rezerwę wzmocniły. Choć – trzeba oddać cesarzowi co cesarskie – mówił o Wielkim Nowogrodzie naprawdę zajmująco. Nawet jeśli nie była to prawda 🙂
Po zastanowieniu – czego ja się czepiam, przecież już dawno temu przestałem liczyć na to, że od dziennikarzy przeczytam/usłyszę prawdę 🙂
Skomentuj